Zaszumiało, zaszemrało wokół coś skrycie
Szeleściło zamarzniętym sinym podszyciem
To wiatr dął, liście miął, szarpał w cug gałęziami
Kopce liści porwał żywym oberkiem w tany
Obsypało, oprószyło srebrnym brokatem
Rozścielając mroźnym pierzem kołdrę nad światem
Białe czapy, puszyste wdzianka – jak w uniformach
Złożyło do spania w mrozem stężałych formach
Zamarło – skute śmierci lodowym oddechem
Trwało – skrzącym halo słońca odbitym echem
Nisko oka tocząc horyzontem rydwan Ra
Bezgłośnie ślizgało spojrzenie krótkiego dnia
Dmuchnęło – kurniawą poderwało w mroźny tan
Zakręciło – zawyło posępnie z piekła sań
Wyciem sztyletów zamieci gwiazdy wbiło w skroń
Zawiei zaspy drogi odcięły, skryły dom
Gdy nad ranem ucichł zmęczony hulanką wiatr
Przed młodym słońcem sterylny ukazał się świat
Oślepił refleksem – brązowiąc twarze UV
Zaiskrzył soplami – forpocztą odwilży łkał
Rozkapała się całkiem zmrożonym serduchem
Zmiękłym w wilgną breję tajała w tapluchę
Krokusiła zawilcami – w noc zimna, w dzień hoża
Ciśnięta marzanną Zima spłynęła do morza
Komentarze