Jesień
Dzień niższą coraz trasą nieboskłonu biegnie
słońce dalszą od niechcenia przyświeca stroną
letnim upałem przebrzmiałe wspomnienie blednie
dojrzałych przetworów zaklęcia w smaku miną.
Nadeszła znienacka – jak co roku dokładnie
przepłoszyła wakacje – beztroski czas leni
dzień z nocą zrównawszy pomieszała nieładnie
troskliwie przytuliła w objęcia Jesieni.
Wyniosłe topole sypały liśćmi z góry
wolno nie zarosłą już szeleszcząc gęstwiną.
Z opadłych pocztówek składając kalambury
karmiła spasione przed lotem jarzębiną.
Z powagą kroczyła wymęczona, leciwa
to słońcem, to deszczem, to przymrozkiem się mieniąc.
Szumiała szeleszcząc dostojnością leniwa
w szykownej barwami opadłej szaty Ziemią.
Mgliście-zamaszyście rozlało się mleko
zakryło świat ciszą dookoła daleką.
Pokryła rośliny szadzią szklistą zwarzone
całunem odpoczynku w bieli utulone.
Przysnęła na skutej przymrozkiem ziemi grudzie
strudzona, zziębnięta, przewiana, w samotności
wypatrując nadchodzący mroźny grudzień
na chłodzie czekała obojętna ciemności.
Komentarze